Przez moją kuchnię przewinęło się już mnóstwo pasztetów, ale ten który wyjechał z mojej kuchni w weekend, przebił wcześniej wykonane wypieki. Tym razem odstawiłem na bok dodatki warzywne i skupiłem się na nieco niestandardowych dodatku jakim jest kapusta kiszona. Początkowo myślałem, że smak jaki roztacza główny składnik, zdominuje cały pasztet i nic z tego nie wyjdzie, ale jakież było moje zaskoczenie, kiedy po pierwszym kęsie, moją twarz oblał, szerszy niż zwykle uśmiech. W trakcie przygotowywania półproduktów, roztaczał się w domu zapach iście świąteczny, dlatego następnym razem przy okazji grudniowych zmagań, nie zapomnę o tej propozycji kulinarnej.
Składniki:
- 100 g kaszy jaglanej,
- 1 słoik pomidorów suszonych, odsączonych z zalewy (270 g),
- garść suszonych grzybów leśnych (porządna męska garść),
- 250 g kapusty kiszonej,
- 4 śliwki wędzone,
- 1 łyżka papryki wędzonej,
- 2 cebule,
- 3 ząbki czosnku,
- pieprz, sól,
- 150 ml passaty,
- 2 cm kawałek papryki chilli,
- ½ łyżeczki kminku,
- 1 łyżeczka cukru trzcinowego,
- olej ryżowy lub zalewa z pomidorów,
- bułka tarta.
Kaszę jaglaną gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Grzyby zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na bok.
Cebulę podsmażamy z czosnkiem na oleju, w garnku z grubym dnem.
Dodajemy do całości kapustę, pomidory suszone, grzyby odsączone z wody, śliwkę, chilli, oraz passatę.
Doprawiamy, chwilę jeszcze przesmażamy, po czym ściągamy z palnika i blendujemy na gładką masę.
Masę mieszamy z ugotowaną kaszę jaglaną i jeśli chcemy uzyskać gładszą fakturę, możemy jeszcze kilka razy wjechać blenderem do garnka.
Masę przekładamy do formy, wysmarowanej olejem i obsypanej bułką tartą, ugniatamy.
Pieczemy przez około 60 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.
Wiem, że będzie ciężko powstrzymać się przed szybkim posmakowaniem tego pasztetu, ale uwierzcie, jeśli dotrwacie do następnego dnia, czeka Was bardzo miła niespodzianka. Pyszniejszego pasztetu jeszcze nie jadłem, a gdy go daję posmakować wszystkożernym znajomym, oburzają się na producentów sprzedających dziwne wytwory w aluminiowych pudełeczkach, które nawet nie dorównują temu co wyszło z mego piekarnika.
Myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać i jeszcze dziś przystąpić do kolejnej produkcji, gdyż to co widnieje na powyższych zdjęciach, to tylko wspomnienie. Pozdrawiam, życzę miłego dnia, oraz smacznego :)
Źródło: vegenerat-biegowy.blogspot.com
Ten artykuł ma 7 komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze